W niedzielę popołudniu wyruszamy samochodem z Twin Lakes do Saint Louis, Illinois. Podróż trwa dokładnie sześć godzin z małą przerwą na tankowanie i kawę. W St. Louis byłem już wcześniej, więc pamiętam ten dom. Tutaj ma siedzibę Biuro Misyjne, którego dyrektorem jest obecnie ks. Thomas Vellappallil, pochodzący z Indii . Jest od piętnastu lat w USA i ma obywatelstwo amerykańskie.
Mianowano go odpowiedzialnym za biuro cztery lata temu. Jego praca polega na organizacji „Mission Appeals” czyli Niedziel Misyjnych. Ponieważ wielu misjonarzy z różnych diecezji i Zgromadzeń zakonnych szuka w Stanach pomocy, dlatego zaproszenie do konkretnej parafii przychodzi za pośrednictwem diecezjalnego biura. Thomas musi dzwonić do różnych diecezji, prosząc o pozwolenie na głoszenie kazań na temat misji. Później musi skontaktować się z księżmi, którzy mogą pojechać do zapraszających parafii. W czasie takiej niedzieli, ksiądz nie otrzymuje żadnych pieniędzy. Parafie wysyłają ofiary do diecezji, a diecezjalne biuro przesyła je do biura misyjnego. Ksiądz, który przyjeżdża do parafii głosić kazania jest więc wolny od spraw finansowych, którymi zajmuje się komitet finansowy parafii. Biuro misyjne ma swój budżet i poszczególne projekty misyjne na które przesyła pieniądze. W ten sposób są wspierane wspólnoty w Madagaskarze, na Filipinach, w Haiti, a ostatnio także w Angoli.
Dom jest wystarczająco duży, żeby pomieścić nie tylko sześcioosobową wspólnotę, biuro misyjne, i nas jako gości, ale czasem przyjmuje także księży z diecezji, którzy potrzebują zamieszkać na jakiś czas w tym mieście. Wcześniej było to praktykowane, obecnie mają tylko jednego takiego księdza. Trzypiętrowy dom ma ładną kaplicę i zaplecze duszpasterskie w piwnicy. Znajduje się w odległości piętnastu minut od centrum i dwadzieścia minut od lotniska, jednak jest trochę odcięty przez rzekę Missisipi z jednej strony i szeroką ulicę z drugiej.
Mieszkańcy tego domu mają świadomość, że w „zjednoczonej” Prowincji ta placówka nie jest już tak ważna, jak było wcześniej, kiedy tutaj rezydował Prowincjał. Ze względu na brak duszpasterstwa, i dużą odległość od pozostałych domów, znalazł się na „liście” do opuszczenia.
St’ Louis ma dwie duże uczelnie katolickie, jedna to dominikański instytut św. Anzelma a druga to wydział teologii na Uniwersytecie.
St’ Louis to dawna siedziba prowincji. Była to trzecia pod względem liczebności prowincja, ale chyba pierwsza pod względem aktywności misyjnej. Główne siły skierowała na misje w kraju, które polegały na zakładaniu i rozwijaniu parafii na południu USA. Niektóre diecezje zawdzięczają pracy saletynów z tej prowincji większą część swojej struktury parafialnej. Parafie powstawały wraz z osadnictwem, najpierw jako „misje”, czyli z jednej już istniejącej parafii ksiądz formował wspólnotę katolików w nowym miejscu. Ta wspólnota budowała kaplicę lub kościół. Potem biskup ustanawiał tam parafię, którą po kilkunastu latach oddawano w obsługę diecezji. W taki sposób saletyni z tej prowincji wypełniali artykuł 49kp naszej Reguły Życia Zakonnego.
Z tej wspólnoty zapadło mi w pamięć spotkanie z jednym "oryginalnym" saletynem, ks. James'em (Jim) Dunphy. Jim nie pogodził się z Vaticanum II i nadal odprawia Mszę trydencką, pnieważ w takiej liturgii został wyświęcony. Ma swoją „kapliczkę” w domowej kaplicy. Z domowej, dużej kaplicy jest wydzielona parawanem kapliczka z ołtarzem na ścianie. Wygląda to jak "manufaktura" w większym zakładzie. Ks. Jim uczestniczy w modlitwach, ale nie we Mszy św. bo ta dla niego jest nieważna, uczestniczy w spotkaniach wspólnoty, ale na zasadzie obserwatora. Ma świadomość, ze saletyni są bardzo uprzejmi dla niego, że inne zgromadzenie byłoby go dawno wyrzuciło z domu. Rozmowa z nim była krótka. Po obiedzie zaprosił nas do pokoju pokazując, że nie ma telewizora, i choć nie uczestniczy we wspólnej modlitwie, to jednak modli się w pokoju i być może dłużej niż inni. No cóż, przedziwny jest Pan Bóg w świętych swoich.