W Chicago Prowincja amerykańska ma dom formacyjny. Nazwa jest poważna, a w rzeczywistości są to dwa wynajmowane mieszkania w starym trzypiętrowym domu na pierwszym i drugim piętrze przy East Hyde Park Boulevard. Jest to ulica, która łączy Washington Park z jeziorem Michigan. Po drugiej stronie tej ulicy, właściwie naprzeciwko domu, w którym saletyni wynajmują mieszkania dla seminarzystów, ma swoją rezydencję prezydent Barak Obama.
Podobno pochodzi z tej dzielnicy, albo tutaj mieszkał. To drugie jest bardziej prawdopodobne, miasto stara się na bieżąco dokumentować historię jego życia. Oto zdjęcie tablicy pamiątkowej, w miejscu gdzie pierwszy raz Barak Obama pocałował swoją przyszłą żonę. Naprawdę historyczne wydarzenie godne pamiątkowej tablicy!
Mieliśmy szczęście, że w przeddzień naszego przyjazdu prezydent wrócił ze swojego domu w Chicago do Białego Domu w Waszyngtonie. Gdyby przedłużył swój pobyt o jeden dzień, moglibyśmy mieć trudności z zamieszkaniem na jedną noc w jego sąsiedztwie. Przez całą dobę jego dom jest pilnowany przez agentów, którzy legitymują każdego obcego na tej ulicy.
Mieszkania są tylko w niewielkim stopniu przystosowane do potrzeb formacji. W jednym pokoju jest tabernakulum. Kaloryfery w mieszkaniu mają z pewnością więcej niż sto lat, za każdym razem, kiedy zmienia się ich temperatura, wydobywa się z nich stukanie, jakby ktoś ciężkim młotem prostował rury. W wynajmowanym mieszkaniu, nie wiadomo na jak długo, nie opłaca się nic zmieniać. Mieszkańcy domu są już przyzwyczajeni.
Wspólnotę formacyjną tworzy jeden ksiądz i dwóch seminarzystów, Paul i Troy. Paul ma 42 lata i jest na czwartym roku teologii a Troy 52 lata i jest na pierwszym. Obaj nie wyglądają na swój wiek. Są całkowicie różni, pochodzą z różnych środowisk. Paul jest synem holenderskich emigrantów w drugim pokoleniu. Paul bardzo krytycznie ocenia swoje studia na katolickim instytucie międzyzakonnym, Catholic Theological Union, którego dziekanem jest siostra zakonna Barbara E. Reid, dominikanka., znana z feministycznego zaangażowania. Wewnętrznie nie zgadza się z tym, w jaki sposób podchodzi się na tej uczelni do nauczania Kościoła, i z tym, czego się tam uczy, ale nie ma wyboru. Nie ukrywa, że brakuje mu „prawdziwej liturgii”, dlatego jeździ na msze trydenckie. Natomiast większość współbraci w Stanach jest zadowolona, że ich klerycy mogą studiować w tym instytucie. Próbuję odgadnąć co go jeszcze trzyma w tym miejscu.
Troy pochodzi z rodziny, która prowadziła firmę pogrzebową. Jego powołanie jest związane z pracą, która stopniowo zaprowadziła go do kościoła i do bardzo czynnego zaangażowania w parafię. Był kolejno lektorem, nadzwyczajnym szafarzem Eucharystii, potem szefem Rady parafialnej. przejął po ojcu firmę pogrzebową, która się rozwijała. Miał dom i samochód. Pewnego dnia sprzedał to, co do niego należało, oddał firmę ojcu i wstąpił do Zgromadzenia. Obecnie jest na pierwszym roku.
W niedalekim sąsiedztwie jest jeszcze kilka innych domów formacyjnych różnych zgromadzeń. Wszyscy uczą się w tym samym Instytucie. Jeśli mają takie samo podejście do wykladów co Paul, to moze lepiej nie nazywać tych studiów formacją. Pozostawiam to Panu Bogu. On potrafi czynić cuda.