Miodówko. Bolesna sprawa, która się ciągnie przez wiele lat także w mediach dotyczy naszej prowincji ale także zaufania do Kościoła. Ostatnio (13 XI) w sprawie dla reportera u Elżbiety Jaworowicz. Reportaż telewizyjny chyba specjalnie podkreślał pobożność pani Jadwigi, która chciała być "dobrodziejką" dla księży. Nie o samej sprawie chcę mówić, ale chcę zwrócić uwagę na jeden szczegół, który dotyczy księży spowiadających w czasie przedświątecznym. Zwróciłem uwagę na wypowiedź siostry pani Jadwigi,
bardzo dbającej o to, żeby cień pomówienia nie padł na jej rodzinę, sama jednak do kamery powiedziała mniej więcej tak: „Jadwiga się spowiadała ze wszystkiego, mówiła na spowiedzi całą prawdę. Kto na spowiedzi mówi całą prawdę, chyba Jadwiga." Świadectwo jakie w ten sposób sobie wystawiła właściwie powinno podważyć wszystko, co w tej sprawie ma do powiedzenia.
Kiedyś w innym kontekście, przy okazji jakiejś rozmowy już słyszałem identyczną wypowiedź. Deklaruje to osoba wierząca, która z pewnością się spowiada częściej niż raz w życiu i właśnie dlatego, że ma doświadczenie, ma też przekonanie, że księdzu na spowiedzi nie mówi się wszystkiego, czyli nie mówi się prawdy, a więc kłamie. Jaki procent ludzi tak myśli? Zawsze przy okazji takich masowych (w Polsce) spowiedzi my księża, stawiamy sobie pytanie, czemu to służy, jeśli nie ma czasu na porządny rachunek sumienia a sama spowiedź jest raczej zaliczeniem obowiązku niż spotkaniem z miłosierdziem Boga. Oczywiście ksiądz ufa każdemu, który się spowiada i przyjmuje to, co mówi penitent, nawet jeśli w spowiedzi są powody do nieufności. Ale w takim wypadku, jeśli spowiedź nie tylko jest przykrym dla obu stron rytuałem, (bo zawsze tak się robi przed świętami) ale jeszcze dodatkowo jest świętokradztwem, to lepiej się nie spowiadać. Nikt nie powinien myśleć, że ksiądz w konfesjonale jest naiwny. Tym bardziej Pan Bóg. Jeśli mimo tej świadomości księża w Polsce jeszcze spowiadają, to znak, że nie stracili wiary w Boga i w człowieka.