Czytam dokument końcowy V ogólnej Konferencji Episkopatów Ameryki łacińskiej i Karaibów. Konferencja odbyła się co prawda 7 lat temu, (2007), ale dopiero w tym roku wyszło w Polsce tłumaczenie tego tekstu z inicjatywy Zespołu Konferencji Episkopatu Polski d.s. Nowej Ewangelizacji. Już sam fakt, ze polski czytelnik może się zapoznać z tym tekstem jest znakiem szerszego otwarcia aniżeli tylko na polski horyzont. (Istnieje także strona internetowa tego dokumentu, po polsku)
       Dlaczego akurat ten tekst został dostrzeżony, chociaż inne Episkopaty przecież też nie próżnują i co roku produkują jakieś dokumenty, czasem nawet kilka razy w roku. Niestety ich wartość często nie przekracza wartości papieru użytego do wydruku. Zbyt ostra ocena?

Gdybym oceniał treść tych dokumentów, to oczywiście trzeba by było usunąć to zdanie. Mnie jednak chodzi o inny, praktyczny, wymiar takiej twórczości. Chodzi mi o recepcję treści takich deklaracji, dokumentów podsumowujących, ocen, wskazań itp. Jak one się przekładają na codzienne życie, kto się tym interesuje, poza studentami przygotowującymi się do egzaminów. Jeśli nawet są one czytane zamiast homilii w kościele, to często użyty w nich język a jeszcze bardziej sposób, w jaki księża to czytają, potwierdza moja tezę, i śmiało można powiedzieć, że czasem nawet szkoda papieru. Ile takich broszur, książek kończy swoje istnienie w piecu, bez zobaczenia światła dziennego? Takie dokumenty nie mają właściwie żadnego praktycznego wpływu na życie wiernych. Jako przykład mogę podać choćby nasze decyzje ostatniej Kapituły Generalnej. Są w nich konkretne zobowiązania, które poprzez prawie jednomyślne głosowanie delegatów na kapitułę, wzięły na siebie poszczególne Prowincje. I co z tego?
Wina nie zawsze leży po stronie autorów, nawet jeśli są one napisane bardzo „niestrawnie", dzieje się tak często ponieważ adresaci nie zostają poruszeni, pociągnięci takim sposobem komunikacji.

       Ale wracam do dokumentu z Aparecidy. Nie jest on wyjątkowy i godny polecenia ponieważ powstał na innym kontynencie. Co jest wartościowego w tym tekście? Po pierwsze język, prosty i nieskomplikowany, daleki od używania teologicznych terminów. Chociaż ostatecznie nie można było ich całkowicie pominąć. Druga część tego dokumentu, około 20 stron, śmiało może być używana do prywatnej modlitwy. Prawie każdy akapit zaczyna się od słów „Błogosławimy Boga za... Oddajemy Bogu chwałę za... Dziękujemy Bogu.." Prawda, że to dość niezwykłe jak na oficjalny dokument Episkopatu? Nasuwa się refleksja, że pewnie nie byłoby skandalu w kościele parafialnym, gdyby ksiądz zamiast wyczytanych gdzieś mądrości, lub obracania w koło tych samych przykładów, na ambonie używał podobnego języka opisującego swoją wiarę i uczył takiej relacji do Boga innych.

      Druga właściwość tego tekstu, cenna dla mnie, zawiera się w opisie sytuacji Kościoła. Od razu da się zauważyć, ze jest ona prawdziwa. Bez lukru i bez frazesów. Czytając o wewnętrznych problemach, charakterystycznych dla tych krajów, mogłem znaleźć między nimi to, co jest słabe także w naszym kościele. Pomyślałem, że im wcale nie chodzi o to, żeby te problemy jakoś ukryć, schować pod ogólnikami, ponieważ ci biskupi wierzą, że prawda może ich uleczyć. Jest to przecież oficjalny dokument kilku, a może nawet kilkunastu episkopatów i nikt z nich się nie obawia, że źle zostaną odczytane słowa: „Przykro nam, z powodu braku posłuszeństwa, niewierności nauczaniu, moralności, (...) z powodu licznych upadków w życiu konsekrowanym" (str. 62). „Uznajemy, że brakło nam odwagi do wprowadzania odnowy soborowej"(str.64).

     W dokumencie możemy tez przeczytać o "nawróceniu duszpasterskim", które dotyczy całości i wszystkich w Kościele. czy my mamy odwagę sobie to przypominać?

Jedna książka być może nie zmieni tej części świata. Pokazuje jednak, że można mówić o Kościele, o jego misji trochę inaczej. Odważniej, szczerzej, prościej. Mówić bardziej do siebie niż do innych. Biskup Grzegorz Ryś we wstępie napisał, że ten dokument powstawał w Sanktuarium Maryjnym, w pośrodku Ludu Bożego, w spotkaniu z nim a nie w jakiejś abstrakcyjnej izolacji „wszystko wiedzących pasterzy". Dlatego jest wart przeczytania.


Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież