Papieżowi Franciszkowi możemy zarzucić niektóre niefortunne wypowiedzi, ale nie można mu zarzucić braku krytycyzmu w ocenie Kościoła. Niektórzy uważają, że jest za bardzo krytyczny. W niektórych ocenach jest bardziej krytyczny w stosunku do Kościoła aniżeli w ocenie tych którzy są jego wrogami. Czyż nie o to samo oskarżali Pana Jezusa, kiedy chwalił samarytanina, mówił o prostytutkach, i grzesznikach, którzy wyprzedzają nas w drodze do Królestwa Bożego?

Ja też byłem wychowany w seminarium w postawie obrony wiary i świętości Kościoła. Przyzwyczailiśmy się do apologetycznego stylu, obrony doktryny wiary i moralności, obrony instytucji Kościoła i być może dlatego niektórzy rozumieją przyznanie się do konkretnych błędów w Kościele jako coś niedozwolonego i niezgodnego z solidarnością wspólnoty Kościoła. Owszem całkiem głośno wyznają „mea culpa” na początku Mszy św. ale nie idzie za tym żadna refleksja. Łatwo jest powiedzieć :”jestem grzesznikiem”, ponieważ wszyscy tak mówią, ale trudniej przyznać się zgrzeszyłem w ten konkretny sposób. Dlatego powtarzanie nawet codziennie „moja wina” nie prowadzi tak naprawdę do nawrócenia. To może nastąpić dopiero po nazwaniu grzechów w szczerym rachunku sumienia i wyznaniu ich w spowiedzi. Dopiero w ten sposób można zacząć się zmieniać, może to być, choć nie musi, początkiem naprawy. Dlatego Papież robi nam rachunek sumienia. Taki ma styl. Przyzwyczajeni do chowania się pod skrzydłami świętego Kościoła, nie potrafimy przyjąć bez oporu słów, które obnażają trudne i bolesne sprawy. Zwłaszcza jeśli są to nasze niedomagania i błędy. Nikt tego łatwo nie przyjmuje.

Dlaczego słowa Franciszka spotykają się z takim oporem? Ponieważ jego słowa dotykają niektórych bardzo głęboko. Są zaprzeczeniem ich utartych wyobrażeń, oskarżają ich sposób życia.

Papież czasem przypomina nam, że jesteśmy misjonarzami i powinniśmy pójść na peryferie zamiast siedzieć w wygodnym fotelu przed telewizorem. Kiedy indziej mówi o chorym organizmie. O smutku zabijającym radość Ewangelii. Encyklika Ewangelii Gaudium jest chyba jedynym tak ważnym dokumentem podejmującym krytyczne spojrzenie na Kościół i jego słabości. Chodzi o diagnozę, na co choruje Kościół.

Na co Kościół choruje? Czy my jako Kościół jesteśmy zupełnie zdrowi i nie potrzebujemy Chrystusa lekarza? Nie dostrzegamy objawów raka, który rozwija się niepostrzeżenie, nie dając objawów bólu, powodując, że na zewnątrz wszystko wydaje się w porządku, natomiast wewnątrz zaatakowane są najważniejsze funkcje życiowe?

W Evangeli Gaudium analiza zaczyna się od zdiagnozowania duchowej acedii, która się objawia w postaci:

“ucieczki od wszelkiego zaangażowania, które mogłoby pozbawić wolnego czasu.” EG 81

Czyż nie uznajemy za zbyt rygorystyczną postawę Papieża Franciszka, który jak do tej pory nie korzystał z całego miesiąca wakacji w Castel Gandolfo, a ostatnio udostępnił to miejsce do zwiedzania turystom?

Aktywizmu, który mnoży działania apostolskie, ale jest to “działalność przeżywana źle, bez odpowiedniej motywacji, bez duchowości przenikającej działanie” EG 81

Jak często chlubimy się liczbami rozdanych komunii, wygłoszonych rekolekcji, założonych wspólnot wiernych w parafiach, i jednocześnie lekko traktujemy przygotowanie się do ich prowadzenia?

“przywiązanie do niektórych projektów albo snów o sukcesie podtrzymywanych próżnością”

Przychodzi mi na myśl jak bardzo niektórzy potrafią być zaangażowani w jakiś ruch wręcz zacietrzewieni w ich obronie, co nieuchronnie prowadzi do rozbijania jedności wspólnoty i podziału na obozy zwolenników i przeciwników w jednej i tej samej wspólnocie. Jednak tym podziałem, będącym skandalem w oczach postronnych osób, nikt się nie przejmuje, ważniejszy jest „sen o potędze”.  

“gorączkowe pragnienie osiągnięcia natychmiastowych wyników”; nie “przyjmowanie jakiegokolwiek sprzeciwu, widocznej porażki, krytyki, krzyża”: rozczarowanie rzeczywistością, Kościołem lub samymi sobą, (nasze ciągłe narzekanie w czasie spotkań na przełożonego, na parafię, na Kościół) przeżywają nieustanną pokusę przywiązania do słodkawego smutku bez nadziei, co prowadzi do rozwijania psychologii grobu, zamieniającej nas w muzealne mumie, albo do prowadzenia z góry przegranej bitwy. Pokazywanie posępnej twarzy, zamknięcie się w sobie, obawa przed utratą prywatności, wyrzekanie się społecznego realizmu Ewangelii, niechęć do dotykania biedy, ryzyka do spotkania oblicza drugiego człowieka, niekoniecznie nam przychylnego. Przyjmowanie Jezusa Chrystusa bez ciała, bez zaangażowania na rzecz drugiego człowieka.

 Niechęć do głębszych relacji objawiającej się niechęcią do pojednania i zamknięciem się w jednej grupie. “Wielu próbuje szukać ucieczki przed innymi w swojej prywatnej wygodzie lub w ścisłym kręgu najbliższych, wyrzekając się realizmu społecznego wymiaru Ewangelii.” EG 88.

Czyż trzeba to powiedzieć jaśniej?

Papież łagodzi otrze krytyki wzywając nas abyśmy się nie dali okraść z nadziei, ze wspólnoty, z radości. A przecież czasami sami rezygnujemy z tego, co nadaje smak powołaniu, na rzecz miernoty, pozornego spokoju i źle rozumianej wolności.

Kiedy papież w Krakowie mówił do młodych żeby nie zadowalali się siedzeniem na kanapie, od razu przypomniała mi się wyrażona w dyskusji nad budową nowego domu zakonnego pretensja, że zakonnicy muszą mieć obszerne i wygodne mieszkanie, bo przecież pracują i muszą wypocząć.

Lektura książki Pawła Lisickiego „Luter”, pokazuje, że nie wszystkie słowa i gesty Papieża Franciszka są słuszne i prorocze. Zgadzam się z tym całkowicie, choć nie zgadzam się z całkowitą krytyką wszystkiego co papież Franciszek mówi i robi. Wierni mają prawo do niezgadzania się z tym, co mówi Papież, jeśli nie dotyczy to nauczania „ex catedra”.

Luter zaprotestował przeciwko grzechom współczesnego Kościoła i miał rację w tym, że obnażył grzechy ludzi Kościoła, Nie możemy się jednak zgodzić ze sposobem w jaki to zrobił, bo Luter w konsekwencji zanegował istotę Kościoła. Nie możemy go nazywać reformatorem Kościoła bo efektem jaki wywołał jego sprzeciw nie była reforma Kościoła ale jego rozbicie i zanegowanie roli Papieża, sakramentów i Tradycji. Sukces Lutra i nadzwyczaj szybkie rozprzestrzenienie się reformacji, autor tłumaczy niechęcią niemieckich wiernych do pazernych włoskich książąt Kościoła oraz przebiegłością i sprytem samego Lutra. Iskra padła na podatny grunt. Czy to był sukces? Czy odrodził Kościół czy raczej dał początek jego nieustannego podziału i dowolnej interpretacji Ewangelii?

Jak odróżnić ziarno od plew? W tym jest trudność, że to, co na początku wydaje się złotem, na końcu może się okazać nic nie wartym tombakiem. Początkowy zachwyt Papieżem Franciszkiem ustępuje powoli pod wpływem jego niefortunnych wypowiedzi i wręcz błędów. Ale po owocach ich poznacie. Jeżeli sam Papież „krytykuje” Kościół, to jakie owoce ta krytyka przynosi? Kto bierze na serio jego słowa?


Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież