Sulphur jest położone około trzydzieści kilometrów od Zatoki Meksykańskiej. Nie jest wielkim miastem, około 20 000 mieszkańców, a swoją nazwę zawdzięcza pokładom siarki, odkrytym pod koniec XVIII wieku. Wydobycie siarki okazało się opłacalne tylko za pomocą metody wypłukiwania jej z pokładu przez gorącą wodę. Obecnie najważniejszym produktem jest ropa naftowa wydobywana w Zatoce, i przetwarzana w licznych rafineriach w okolicy.


Jako pierwszą odwiedzamy parafię Matki Bożej z La Salette. To jedna z czterech parafii w Sulphur, które były założone i wybudowane przez Saletynów w tym mieście. W trzech nich nadal pracują Saletyni. Ta, którą odwiedzamy jako pierwszą znajduje się w biednej dzielnicy. Pojęcie biedna dzielnica nie oznacza tego samego, co w Polsce. W tej części miasta po prostu przeważają domy „przenośnych”, które kojarzą się z domem Drzymały, i są to wielkie przyczepy kempingowe. Ich długość dochodzi do kilkunastu metrów i teoretycznie możliwy jest ich transport, ale na pierwszy rzut oka widać, że stoją one w tym samym miejscu kilkanaście lub kilkadziesiąt lat i są pozbawione kół. Ich mieszkańcy prawdopodobnie albo nie byli w stanie zamienić je na normalne domy, albo są to już kolejni lokatorzy, czekający na wynajęcie lub zakup prawdziwego domu.


Wspólnota zakonna w parafii Matki Bożej Saletyńskiej liczy trzech zakonników, jednak jest to tylko liczba w teorii i w statystyce, ponieważ jedynym czynnym i aktywnym duszpasterzem jest ks. Andriew Kollanor z Indii i sam prowadzi tę parafię. Oprócz niego do wspólnoty należy też ks. Lawrence A. Kohler oraz brat zakonny Donald V. Smith. Obaj są już w podeszłym wieku. Brat jest praktycznie gościem w domu, bo od trzech lat znajduje się w domu opieki i przyjeżdża tylko na obiady w środy. Spędza wtedy kilka godzin przed telewizorem, potem po obiedzie, wraca do swojego pokoju w „nursing hause”. Ma obecnie 82 lata, ale jeszcze cieszy się dobrym słuchem i wzrokiem.


Ks. Lawrence, który ma 81 lat był aktualnie w szpitalu. Wiemy już, że parafia należy do biednych, to oznacza, że nie może sobie pozwolić na zatrudnienie gospodyni. Dlatego na lunch pojechaliśmy do taniej restauracji. Po obiedzie uczestniczyliśmy w drodze krzyżowej przedstawionej jako „teatr cieni”. Kiedyś każda parafia miała swoją szkołę podstawową, obecnie w pomieszczeniach tej szkoły, parafia prowadzi rodzaj katechezy, którą nazywa się „edukacją religijną”. Ta inscenizacja była przygotowana przez dzieci i rodziców, które uczestniczą w katechezie.


Wieczorem spotykamy się na modlitwie różańca z Knights of Columbus, w ich siedzibie, która jest wielką salą z zapleczem kuchennym. Rycerze Kolumba są wyłącznie męską, katolicką organizacją. Wbrew równouprawnieniu. Sami się modlą, sami gotują, sami się rządzą. To jest trochę niebezpieczne, ponieważ może prowadzić, (i niestety prowadzi) do nieporozumień w parafiach. Dlatego ks. Andrzej woli trzymać rękę na pulsie. Po modlitwie różańca, mamy okazję poznać smak Louisiana Crawfish Etouffee (ryż z krewetkami w żółtym sosie). Całkiem smaczne. Na koniec opowiadamy trochę o naszym Zgromadzeniu. Rycerze są bardzo pozytywnie nastawieni do św. Jana Pawła II i do Polski, i mam wrażenie, że mają skłonności do zdrowego tradycjonalizmu.
Oprócz tej parafii są w Sulphur jeszcze dwie inne parafie, Św. Teresy, i Matki Bożej Nieustającej Pomocy.