Nasza Rada Zgromadzenia zebrana w Luandzie w stolicy Angoli, dyskutuje w pierwszym tygodniu, na temat duszpasterstwa powołań. Jeśli dowiadujemy się, że w różnych prowincjach mamy różne pomysły jak zainteresować młodych, aby wybrali życie zakonne, to ostatecznie żadna rewelacja. Nie ma w tym dziwnego, ponieważ każdy kraj ma swoją historię, swoją wrażliwość religijną, swoje metody, swoje doświadczenia. Ale sprawa staje się interesująca,

jeśli obecnie chcemy zrobić coś wspólnie. Niektóry mówią o podręczniku dla tych, którzy szukają powołań, inni o wspólnych światowych akcjach. W tym momencie zaczynają się schody, ponieważ okazuje się, że nie wszyscy myślą jednakowo o tym, gdzie i w jaki sposób rodzi się powołanie, jaki jest model wzorowego zakonnika, który mógłby być użyty jako reklama, i w końcu do czego w końcu ma prowadzić formacja. Nawet jeśli używamy tych samych słów (oczywiście tłumaczonych na różne języki) to przecież nie każdy rozumie je tak samo.


Czy uda się zrobić jeden film, który w Internecie byłby wizytówką naszego bycia Saletynem na różnych kontynentach? Czy ze wspólnego spotkania wynikną nowe efektywniejsze inicjatywy, które spowodują napełnienie nowicjatów? Czy dopracujemy się własnej teologii powołania? Oczywiście byłoby wspaniale gdyby się udało, jednak na razie mamy zbyt wiele wątpliwości.


Jaki jest cel pracy powołaniowej? Czy tylko zapewnienie przyszłości naszych dzieł? A co, jeśli nasze dzieła już nie są „według Bożego zamiaru” a tylko według naszych ludzkich, przyziemnych planów i przewidywań? Czy Bóg, który sam powołuje (tak przecież wierzymy) chciałby młodego człowieka na przykład zamknąć w kancelarii parafii, która stała się urzędem, opartym na biurokracji a nie na spotkaniu z Tajemnicą Obecności Jezusa pośród swoich uczniów? Nie wspomnę już o wspólnotach zakonnych, w których dawno zapomniano o braterstwie, posłuszeństwie, poświęceniu, a większość myśli głównie o swojej wygodzie. Czy Jezus, który nigdy nie lekceważył siły złego, pragnie dzisiaj kontynuacji niektórych naszych instytucji, albo sposobów „duszpasterzowania”, a nie raczej tego, żebyśmy dostrzegli własne błędów i nawrócili się?

Im słabsze jest nasze świadectwo, im mniej widzialni jesteśmy jako znak, jako wspólnota sprzeciwiająca się złu tego świata im mniej jednoznacznie wskazujemy na Królestwo Boże , tym intensywniejsze oczywiście muszą być nasze wysiłki na rzecz pozyskania i utrzymania kandydatów. Mówiąc trywialnie im słabszy produkt, tym lepsza musi być reklama. Nikogo tutaj nie chcę sądzić, ani wyłączać siebie z tej oceny. Ale czuję, że Im bardziej nasza (moja) obecność rozpływa się w społeczeństwie i upodabnia (m) się do działaczy ruchu społecznego, lub do „organizacji pożytku publicznego”, tym mniejsze zainteresowanie młodzi okazują dla wyboru życia zakonnego. Ponieważ ono nie jest zawodem, nie jest rodzajem wykonywanej pracy, nie jest wyborem korzystnym dla mnie. Mój Mistrz zaplanował je jako radykalny wybór i rezygnację z mniejszych wartości dla jednej wielkiej wartości. Czy ta wartość jest widoczna w życiu naszych wspólnot?